Sporo działo się wokół Igi Świątek po porażce 2:6, 4:6 z Jessiką Pegulą w ćwierćfinale US Open. Liderka rankingu była zgłoszona do turnieju WTA 500 w Seulu, który rozpoczyna już w poniedziałek 16 września i jeszcze w czwartek jej zespół potwierdzał ten start. Jednak dzień później Polka oficjalnie wycofała się ze zmagań – podobnie jak Jessica Pegula czy Elena Rybakina.
Świątek podjęła najlepszą możliwą decyzję. Musiała pamiętać o tym, co się stało rok temu
– Moja kondycja fizyczna nie wróciła jeszcze do normy po US Open. Niestety nie mogłam przyjechać do Seulu. Prosimy o zrozumienie. Nie mamy innego wyjścia, jak tylko zmienić harmonogram. Z pewnością jednak chciałabym odwiedzić Seul w przyszłym roku i rozegrać wspaniały turniej przed koreańskimi kibicami – wyjaśniła Iga Świątek cytowana przez portal tennis.co.kr.
Mając w pamięci ostatnie wypowiedzi liderki rankingu o zmęczeniu i przeładowanym terminarzu WTA, można tej decyzji tylko przyklasnąć. Wręcz byłoby dziwne, gdyby Polka w Seulu zagrała.
Świątek musiała pamiętać o tym, co się stało rok temu. Wówczas dotarła do czwartej rundy US Open, co kosztowało ją utratę pozycji liderki rankingu WTA. Potem zdecydowała się na grę w Tokio w imprezie WTA 500. Szybki hard-court okazał się zmorą polskiej tenisistki, która pokonała jedynie – i to w bólach – kwalifikantkę Maię Hontamę (notowaną wówczas na 164. miejscu na świecie) 6:4, 7:5.
Odpadła w następnym meczu przeciwko Weronice Kudermietowej 2:6, 6:2, 4:6, popełniając aż 50 niewymuszonych błędów. “Cały turniej w Tokio skończony tylko z jednym wygranym meczem to dla Igi najgorszy występ od ponad roku, gdy z takim samym bilansem skończyła swój występ w Cincinnati w sierpniu 2022” – pisał wówczas Łukasz Jachimiak ze Sport.pl. Reakcja na kryzys była kapitalna. Tydzień później Świątek triumfowała w “tysięczniku” w Pekinie.
Warto jednak podkreślić, że rok temu występy w Nowym Jorku oraz Tokio dzieliły aż 23 dni. Teraz ta przerwa byłaby o połowę krótsza i to mimo faktu, że Świątek w Seulu do gry weszłaby dopiero od drugiej rundy dzięki wolnemu losowi. 23-latka wyciągnęła jednak wnioski z tych wydarzeń, zwłaszcza że w tym sezonie ma za sobą jeden dodatkowy i bardzo obciążający start – igrzyska olimpijskie. Można odnieść wrażenie, że ciężar paryskiego turnieju Świątek odczuwała jeszcze w Stanach Zjednoczonych. W Cincinnati czy Nowym Jorku Polka wydawała się bardzo zmęczona, głównie mentalnie. Tenis jej nie bawił. Złapanie dodatkowego oddechu, nawet tylko tygodniowego, wydaje się koniecznością, aby liderka rankingu stanęła do walki w końcówce sezonu.
Do argumentów za wycofaniem się z turnieju w Seulu dochodzi jeszcze fakt częstych zmian czasowych w ostatnim czasie: z Paryża do Stanów Zjednoczonych, następnie kierunek azjatycki. Świątek jest zawodniczką, która potrzebuje sporo czasu, aby poradzić sobie z jetlagiem czy przystosowaniem do warunków w danym miejscu oraz obiekcie. Potencjalne dojście do najważniejszej fazy imprezy w stolicy Korei Południowej – a do tego potrzebne byłyby tylko dwa zwycięstwa – generowałoby zagrożenie i wątpliwości przed startem w Pekinie, a to on jest priorytetem na tę fazę sezonu. Zwłaszcza że Iga Świątek broni tam tysiąca punktów za zdobycie tytułu, a Aryna Sabalenka przed rokiem dotarła tam do ćwierćfinału. Aktualna przewaga Polki nad Białorusinką w rankingu WTA to nieco ponad dwa tysiące punktów.
Turniej WTA 1000 w Pekinie rusza 25 września i to tam ponownie na korcie zobaczymy Igę Świątek i inne czołowe tenisistki świata.