Ponad miesiąc czekał Hubert Hurkacz na powrót do zawodowej rywalizacji, ale Masters w Bercy pokazał, że najlepszy polski tenisista powinien już jednak raczej myśleć o całkowitym wyleczeniu się po lipcowej operacji kolana. W Paryżu pokazał mierną dyspozycję, nawet jego serwis nie funkcjonował jak należy. A pamiętajmy, że to Polak z wielką przewagą wygrał rok temu klasyfikację największej liczby asów. Teraz też miał wielką szansę, wciąż prowadził. Po pierwszym piątkowym ćwierćfinale w Bercy było już jednak jasne, że tytułu “króla asów: nie obroni.
Gdyby nie pechowy uraz w meczu drugiej rundy Wimbledonu z Arthurem Filsem, całego zamieszania wokół Huberta Hurkacza by nie było. Zagrałby w turnieju olimpijskim, wspólnie z Igą Świątek pewnie by powalczył o medal w mikście. A później, w normalnej formie, pokazałby się z lepszej strony w US Open, nie zrezygnowałby z turniejów w Szanghaju czy Bazylei. I pewnie powalczyłby o miejsce w ATP Finals w Turynie.
Hubert Hurkacz był tenisistą z największą liczbą asów w 2023 roku. W obecnym sezonie też bardzo długo prowadził. Kres przyszedł w Paryżu
Po niezbyt udanych turniejach w Tokio “Hubi” wrócił do Polski. Wciąż bez trenera, bo podczas US Open rozstał się z Criagiem Boyntonem. Po niemal pięciu tygodniach ruszył na podbój Paryża, ale także i po to, by obronić prowadzenie na liście zawodników, którzy w tym roku posłali najwięcej asów. A to specjalność zakładu 27-latka z Wrocławia. W 2023 roku bezpośrednim serwisem zaskoczył rywali aż 1031 razy, drugi w tym rankingu Taylor Fritz miał 692 asy. Polak zaliczył czterocyfrową wartość jako pierwszy od 2019 roku i 1032 asów Johna Isnera.
W tym roku też zapewne wygrałby tu rywalizację, gdyby nie kontuzja podczas Wimbledonu. Nawet gdyby miał wtedy przegrać z Filsem, bo toczyli zaciętego tie-breaka w czwartej partii, przy prowadzeniu Francuza 2:1.