Dokładnie pamiętam zachowanie Igi Świątek sprzed kilku miesięcy. To było zaledwie preludium do kaskady zdarzeń, które miały miejsce w drugiej części sezonu. Jej apele były jak wołanie o pomoc, którą Polka w końcu zafundowała sobie sama. Teraz wróciła, rozegrała już trzy mecze w WTA Finals i różnica w jej zachowaniu aż bije po oczach.
Jeśli założymy, że w sporcie są mecze, które nie mają żadnego znaczenia, to czwartkowe spotkanie Igi Świątek z Darią Kasatkiną byłoby w takim zestawieniu jednym z najważniejszych. I nie walka o awans do półfinału WTA Finals jest tu kluczowa.
Zacznijmy od początku. Świątek na WTA Finals przyjechała lekko “zardzewiała”. Mimo tego, że na twarde dowody wpływu Wima Fissette’a na jej grę prawdopodobnie przyjdzie nam poczekać przynajmniej do końca stycznia, to z trzech meczów w Rijadzie można już wyciągnąć pierwsze wnioski.