Co to była za sobota w Maladze! O godzinie 17 Magdalena Fręch zaczęła starcie z Marie Bouzkovą w ramach meczu Polska – Czechy w ćwierćfinale Billie Jean King Cup, a półfinalistki poznaliśmy dopiero o godzinie 1.12 w nocy!
Tymi półfinalistkami są Polki! Przede wszystkim dlatego, że mają Igę Świątek, a Iga Świątek wreszcie może dawać z siebie wszystko dla reprezentacji.
Nadludzki wysiłek Świątek
Rok i dwa lata temu Polska też grała w turniejach finałowych Billie Jean King Cup, ale bez Igi. Świątek ubolewała wtedy nad źle ułożonym kalendarzem. Nieoficjalne drużynowe mistrzostwa świata zaczynały się w 2022 i 2023 roku niemal od razu po nieoficjalnych indywidualnych mistrzostwach świata, czyli po WTA Finals. W tym roku odstęp był minimalnie większy. Do tego Iga po US Open miała dwa miesiące przerwy od grania (cały wrzesień i październik), więc mogła sobie zafundować większy wysiłek na koniec sezonu. Ale chyba nie spodziewała się, że wysiłek w ćwierćfinale z Czeszkami będzie dla niej aż tak olbrzymi.
O godzinie 23.20 Świątek zeszła z kortu w Maladze po trwającym dwie godziny i 39 minut thrillerze z Lindą Noskovą. Gdyby druga rakieta świata przegrała z 26. w rankingu WTA 20-latką, to mecz Polska – Czechy już by się skończył. Nasza kadra przegrałaby go 0:2 i pożegnałaby się z turniejem. Ale po przegranym meczu Fręch z Bouzkovą (1:6, 6:4, 4:6) Iga pokonała Noskovą 7:6, 4:6, 7:5. I gdy odmówiła pomeczowego wywiadu na korcie, już mieliśmy pewność, że za pół godziny wróci na ten kort, by zagrać w decydującym meczu deblowym.
Czeszki straszyły, a Świątek i Kawa wyszły i rozkręciły imprezę!
Czeszki na to decydujące spotkanie wystawiły Siniakovą, czyli najlepszą deblistkę świata, i Bouzkovą, czyli czołową deblistkę świata. Marie to aktualnie numer 49. deblowego rankingu WTA, a najwyżej była 15. Keterina to liderka, mistrzyni olimpijska i triumfatorka aż dziewięciu turniejów wielkoszlemowych, w tym dwóch tegorocznych – Roland Garros i Wimbledonu. Siniakova każdy wielkoszlemowy turniej wygrała w deblu przynajmniej raz. Z nią w składzie czeski debel teoretycznie musiał wygrać z Polkami.
My mieliśmy parę złożoną ze Świątek, która w rankingu deblowym nie jest notowana, bo debla nie gra. I z Katarzyny Kawy, która jest w rankingu 93., a najwyżej była 64.
Iga kiedyś była najwyżej 29. Kiedyś w parze ze specjalistką od gry podwójnej Bethanie Mattek-Sands z USA dotarła nawet do finału Roland Garros. To był rok 2021. W tamtym finale Iga i Bethanie przegrały z Siniakovą i Barborą Krejcikovą. Później z tą samą czeską parą Polka i Amerykanka odpadły w ćwierćfinale w Cincinnati. A jeszcze chwilę później Iga zagrała ostatni turniej WTA w deblu (w Indian Wells) i od 11 października 2021 roku aż do teraz nie rozegrała żadnego oficjalnego meczu deblowego (a od 7 października 2021 roku żadnego takiego meczu nie wygrała)!
Ale co z tego! Świątek i Kawa wyszły na mecz z faworyzowanymi Czeszkami tak, jakby nie wiedziały tego wszystkiego, co eksperci i zagorzali kibice na pewno sobie analizowali. Świątek wniosła na kort swoją tenisową siłę, swoją „Jazdę!”, a Kawa dorzuciła deblowe ogranie oraz – to było widać – entuzjazm! Możliwe, że w dniu swych 32. urodzin Kawa za prezent uznała już możliwość wspólnego występu ze Świątek w meczu o dużą stawkę. A przecież jeszcze lepszym prezentem jest wygranie takiego meczu!
Polki świetnie się uzupełniały, obie często grały na słabszą w czeskiej parze Bouzkovą, ale i Siniakovej absolutnie się nie bały i nie unikały. Od początku od naszych reprezentantek biła dobra energia, a gdy przełamały rywalki i wyszły na 4:2, to nakręciły się jeszcze bardziej. Szybko z tego 4:2 wyszły na 6:2 i 2:0, 3:0, 4:0! Półfinał z Włoszkami był coraz bliżej, noc robiła się coraz starsza, a one – i Świątek i Kawa – wyglądały, jakby nie zarywały tej nocy, tylko jakby rozkręcały najlepszą imprezę!