“Jazda Jasmine, to jeszcze nie koniec!” – krzyknął jeden z francuskich kibiców po pierwszym punkcie finału Roland Garros 2024. Tak, już przy wyniku 15:0 dla Igi, ktoś rzucił żart, który tak naprawdę wcale nie był żartem. Trybuny Court Philippe Chatrier w pierwszej chwili się śmiały, ale kilkanaście tysięcy kibiców szybko zrozumiało, że nie do śmiechu jest Jasmine Paolini, bo Iga Świątek przeprowadza atak na jej psychikę.
W czerwcu w Paryżu w finale swojego ukochanego turnieju na ukochanej ziemi Świątek rozbiła Paolini 6:2, 6:1. W sposób bezdyskusyjny zdobyła mistrzostwo French Open trzeci raz z rzędu i czwarty raz w karierze. A Paolini grająca w tym roku najlepszy tenis w swoim życiu jeszcze raz zrozumiała, że jej najlepszy tenis jest wciąż daleko od najlepszego tenisa Polki.
“Jeszcze raz”, bo wyniki wszystkich pojedynków między Świątek a Paolini wyglądają tak:
- 6:2, 6:1 dla Igi w drugiej rundzie w Pradze w 2018 roku
- 6:3, 6:0 dla Igi w pierwszej rundzie US Open 2022
- 6:2, 6:1 dla Igi w finale Roland Garros 2024
W sumie to jest 3:0 w meczach, 6:0 w setach i 36:9 w gemach. Do tych liczb nie trzeba nic dodawać. Mówią wszystko.
Paolini twierdzi, że Świątek to najtrudniejsza rywalka na świecie
Ewentualnie można przypomnieć, że Paolini uważa Świątek za najtrudniejszą przeciwniczkę na świecie. Że według niej przeciw nikomu innemu nie gra się aż tak ekstremalnie trudno jak przeciw Idze.
Paolini zapewne podpisałaby się pod tym, co w trakcie Roland Garros 2024 o Świątek powiedziała Marketa Vondrousova. Mistrzyni Wimbledonu 2023 i finalistka French Open 2019 w tym roku w Paryżu przegrała ze Świątek w ćwierćfinale 2:6, 0:6. “Ona wszystko szalenie szybko oddaje, serwuje, zamiata każdy zakątek kortu. To naprawdę tak, jakby się grało z jakimś szaleńcem. To atak na psychikę!” – tłumaczyła później czeskim mediom.
Paolini ataki Świątek będzie próbowała odeprzeć w drugim poniedziałkowym pojedynku singlowym w ramach meczu Polska – Włochy. Półfinał Billie Jean King Cup będzie rozgrywany według tego samego klucza, co wcześniejsze mecze – najpierw (o godzinie 17) zmierzą się drugie rakiety swoich drużyn, zaraz po nich na kort wyjdą liderki, a jeśli wynik nie będzie rozstrzygnięty, to o wszystkim zadecyduje spotkanie deblowe.
Świątek w Maladze nie gra aż tak spektakularnie, jak grała w Roland Garros. Ale robotę i tu robi kapitalną. W meczach z Hiszpanią i Czechami wygrała oba swoje singlowe pojedynki, oba bardzo trudne. Najpierw w trzech setach pokonała Paulę Badosę, czyli Hiszpankę, która jest 12. w światowym rankingu. Następnie również w trzech setach wygrała z 26. na liście WTA Lindą Noskova. A zaledwie 30 minut po tym trwającym prawie trzy godziny horrorze wyszła na kort tuż przed północą w parze z Katarzyną Kawą i we dwie sprawiły piękną niespodziankę, wygrywając 6:2, 6:4 z parą Katerina Siniakova/Marie Bouzkova.
Paolini jest groźna, a w deblu supergroźna
Zwycięstwo Polek nad parą, w której pierwsze skrzypce grała Siniakova było zaskoczeniem, bo to liderka światowego rankingu deblistek, która wygrała w grze podwójnej wszystko – m.in. aż dziewięć turniejów wielkoszlemowych (każdy przynajmniej raz), w tym dwa tegoroczne (Roland Garros i Wimbledon) i olimpijskie złoto. Ale nie w tym roku. Na paryskich igrzyskach złoto w deblu zgarnęły Paolini i Sara Errani. W rankingu deblistek Paolini jest 10., a Errani ósma. Ale starsza z Włoszek kiedyś była numerem jeden, wielkoszlemowych debli wygrała aż pięć i naprawdę dobrze byłoby się nie przekonywać, jak bardzo ona z Paolini się uzupełniają, w jakim gazie są, kiedy wychodzą do walki wspólnie.
Czyli marzymy o idealnym scenariuszu – o zwycięstwie najpierw Magdy Linette albo Magdaleny Fręch nad Elisabettą Cocciaretto (nr 54 w rankingu WTA), a następnie o kolejnej wygranej Świątek nad Paolini. Zapewne wielu kibiców bardziej obawia się o wynik pierwszego singla. Ale nie zapominajmy, że Paolini gra naprawdę świetny sezon, że ona w tym roku zrobiła ogromny skok jakościowy i z 30. miejsca w światowym rankingu przesunęła się na czwarte!
Finał Roland Garros, finał Wimbledonu, pierwszy w karierze występ w WTA Finals – to są wielkie osiągnięcia 28-latki z polskimi korzeniami. Szkoda, że wspaniałego sezonu nie zwieńczyła żadnym wielkim tytułem, ale – z całą sympatią dla niej – wierzmy, że do złota olimpijskiego dla Italii nie dorzuci teraz triumfu dla swojego kraju w nieoficjalnych, drużynowych mistrzostwach świata.