Określenie 20-letnia weteranka wydaje się oksymoronem, ale do występów Coco Gauff w WTA Finals jak najbardziej pasuje. Amerykanka już po raz trzeci z rzędu bierze udział w tej prestiżowej imprezie kończącej sezon i z kilku względów wydaje się mieć teraz największe szanse, by w niej dużo zdziałać. Po raz trzeci z rzędu też trafiła do grupy z Igą Świątek, która w ciągu czterech lat stała się jej tenisowym koszmarem. Czy w Rijadzie Gauff po raz drugi na chwilę się z niego obudzi?
Łzy przytłoczonej Gauff. Uniknie powtórki niechlubnego rekordu
Wynik 2:6, 2:1 i 15:15 w czwartym gemie – to wtedy Gauff, kierując się za linię końcową, by przygotować się do kolejnej akcji, ocierała przedramieniem łzy. Następnie przystanęła tyłem do kortu, odetchnęła głęboko kilka razy i ponownie wytarła oczy. Chwilę wcześniej zakończyła dyskusję z Aurelie Tourte, rozjemczynią półfinału Roland Garros ze Świątek.
Różnica zdań dotyczyła kontrowersji z poprzedniej akcji. Polka zaserwowała i w pierwszym momencie sędzia liniowa wywołała aut, ale zaraz potem zmieniła decyzję. Amerykanka zepsuła return, a Tourte przyznała punkt podającej. Gauff była bardzo zaskoczona takim obrotem sprawy.
– Jestem na tysiąc procent pewna, że ten okrzyk wpłynął na moją reakcję – przekonywała sędzię główną, ale nic nie wskórała. A potem dała upust emocjom.
– Uznała, że została skrzywdzona. Mecz jest na styku. Miałaby minimalną zaliczkę, a to wszystko spowodowało, że łezkę albo dwie uroniła – opisywał komentujący tamten mecz w Eurosporcie Lech Sidor.
Zawodniczka z USA wygrała tego gema, powiększając prowadzenie do 3:1, ale potem już dominowała obrończyni tytułu, która zwyciężyła 6:2, 6:4. W ostatniej akcji Amerykanka posłała piłkę daleko poza pole gry, notując 39. niewymuszony błąd w tym spotkaniu.
– To było po prostu przytłaczające. Przegrywam, a wtedy… W meczu przeciwko komukolwiek każdy punkt ma znaczenie, ale zwłaszcza przeciwko niej. To był jeden z tych momentów. Zwykle nie jestem nadmiernie sfrustrowana tego typu decyzjami, ale myślę, że to była suma wszystkiego, co się działo w tamtej chwili – opisywała później na konferencji prasowej Gauff.
Gdy zaraz potem jedna z dziennikarek spytała, czy uznałaby Polkę za szczególnie trudną dla siebie rywalkę, to tenisistka uśmiechnęła się gorzko i odparła: – Liczby są odpowiedzią na to pytanie. Rzeczywiście, bilans 1-11 jest dość bolesny, kiedy weźmie się pod uwagę, że utalentowana Amerykanka od kilku lat należy do światowej czołówki. Tuż przed tym czerwcowym pojedynkiem w Paryżu była w bardzo dobrym humorze.
– Wyjdę na kort z pewnością siebie. Przed meczem w Cincinnati też nie szłam z myślą, że jeszcze nigdy z nią nie wygrałam ani nawet nie wygrałam z nią seta. Nie jestem jej poprzednimi rywalkami w tym turnieju. Może przegram w takim samym wymiarze, a może nie. Wyjdę i postaram się wygrać. Nie mam nic do stracenia, cała presja spoczywa na niej – zapewniała trzecia rakieta świata.