21 października Aryna Sabalenka “odbiła” pozycję liderki rankingu WTA, wskoczyła w nim przed opuszczającą w tamtym czasie turnieje w Azji Igę Świątek. I ta sytuacja mogła się zmienić, właśnie w Melbourne, podczas Australian Open. To Białorusinka grała pod presją, broniła dwóch tysięcy punktów, musiała zajść w turnieju dalej niż Polka. I zaszła, ona zagra w sobotnim finale, Polka zaś przegrała epicki bój w półfinale z Madison Keys. Co z kolei oznacza, że na długie miesiące Sabalenka może pozostać światową “jedynką”.
Aż 1536 punktów – tyle dzieliło Arynę Sabalenkę i Igę Świątek w ostatnim rankingu WTA przed Australian Open, choć ostał on opublikowany już po pierwszych spotkaniach w turnieju główny. Tyle że Białorusinka broniła w Melbourne aż 2000 punktów wywalczonych za tytuł rok temu, a Polka – zaledwie 130 za trzecią rundę. W wirtualnym rankingu, po odjęciu tamtych zdobyczy, to Polka była jednak wyżej. I gdyby dziś awansowała do finału, zaraz po Sabalence, ich sobotni mecz decydowałby też o pozycji na szczycie rankingu.
Tak się jednak nie stanie, Sabalenka pokonała w swoim meczu dość gładko Paulę Badosę – zapewniła sobie już 1300 punktów za grę w finale Australian Open. Iga zaś przegrała z Madison Keys, choć miała już piłkę meczową – zostanie więc z dorobkiem 780 punktów.
Dziś już wszystko jest jasne: Polka w rankingu będzie miała w najbliższy poniedziałek 8770 punktów, Sabalenka zaś – co najmniej 8956. A jeśli pokona w sobotę Amerykankę – nawet 9656.
Australian Open. Aryna Sabalenka pozostanie liderką rankingu WTA. I zapewne szybko się to nie zmieni
Wydawać by się mogło, że to wcale nie jest tak dużo, skoro przed Australian Open Polka traciła znacznie więcej. Sytuacja jest jednak bardziej skomplikowana.
Do rankingu WTA zaliczane są zdobycze z ostatnich 52 tygodni, później te punkty są kasowane – trzeba na nowo startować w turniejach, by je “nadrobić”. W lutym Świątek i Sabalenka prawdopodobnie pojawią się w “tysięcznikach” w Dosze i Dubaju. Rok temu Aryna opuściła ten pierwszy, w drugim zaś przegrała już pierwsze spotkanie z Donną Vekić. Polka zaś w Katarze wygrała, w ZEA – dotarła do półfinału. Już tu musi bronić 1650 punktów.
Podobnie będzie później w USA – Iga wygrała rok temu w Indian Wells, w Miami zameldowała się w czwartej rundzie. Razem – 1120 punktów do obrony, przy 185 największej rywalki. A o rywalizacji na ziemi lepiej nie wspominać, bo przecież Iga zdobywała tytuły w Madrycie, Rzymie i Paryżu, choć akurat w tych trzech turniejach Białorusinka też grała bardzo dobrze (dwa finały w WTA 1000 oraz ćwierćfinał Roland Garros).
Nie zmienia to jednak faktu, że nawet jeśli Polka znów będzie w pierwszej części sezonu prezentować się tak wybitnie, jak przed rokiem, to jej straty do Sabalenki mogą się wyraźnie powiększyć. I nie będzie miała na to praktycznie żadnego wpływu, bo można wręcz założyć, że wciąż będą najwyżej rozstawione w drabinkach poszczególnych turniejów.